wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział trzeci

Brak komentarzy:
 Dziewczyna szybko odepchnęła go od siebie. Clary czuła jak twarz jej płonie. 
-Nigdy... więcej... tego... nie... rób- wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Dobrze już dobrze-Nick uniósł ręce do góry i uśmiechnął się pojednawczo.
W tej chwili usłyszała pukanie do drzwi. Równocześnie zerwali się z kanapy i ruszyli otworzyć. 
- Ja otworze. - oznajmił stanowczo Nick.
-Nie, to mój dom i to ja otworze.-Znów rozległo się pukanie do drzwi Pogładziła Hesperosa przypiętego do swojego boku i nie zważając na protesty Nicka podeszła do drzwi.
- Stój! Jestem twoim strażnikiem! Ja...rozkazuje ci!
-Ach, rozkazujesz mi?No to patrz. - przekręciła klucz i otworzyła drzwi. Stał za nimi zasapany Jace.
- Clary, nic ci nie jest? Sebastian zaatakował Alicante. Musimy uciekać.
- Ale ja...
- Clary, już!-pociągnął ją na zewnątrz. Na szczęście nigdzie nie było widać mrocznych.Bigli razem ciemnymi uliczkami, lawirując między Nocnymi Łowcami biegnącymi w stronę Gard. Czuła jak palą ją od wysiłku mięśnie, ale nie zwalniała i starała się dotrzymać tępa Jace'owi i Nick'owi, którzy biegli po obu jej stronach. Skręcili w uliczkę po prawej i trafili w ślepy zaułek. Chcieli zawrócić ale okazało się, że drogę zablokowali mroczni. Poczuła rękę na ramieniu i zamarła.
-Witaj siostrzyczko - usłyszała głos brata.
- Sebastian- powiedziała.Odwróciła się wyciągając jednocześnie Hesperosa zza pasa.- Odejdź stąd - wysyczała przez zaciśnięte zęby, próbując nie okazać strachu.
    Chłopak roześmiał się ukazując białe zęby.
- Myślę, że powinnaś być dla mnie milsza siostro.
- Ona już nie jest twoją siostrą. Zostaw ją w spokoju - powiedział Jace groźnie.
   Sebastian wywrócił oczami. Nick wykorzystał tę chwilę nieuwagi i rzucił się na niego.
- Uciekajcie! - wykrzyknął. Jace złapał Clary za rękę i podsadził do góry na murek . Wspięli się na dach budynku i przeskoczyli na następny.Kiedy byli już wystarczająco daleko, skoczyli w dół na chodnik. Clary szybko przytuliła się do Jace'a i pocałowała go. Chłopak zaczął gładzić ją po plecach.
- Już dobrze... -mruczał jej do ucha widząc łzy spływające po policzkach dziewczyny.

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział drugi

Brak komentarzy:
  Oboje podskoczyli na dźwięk pukania do drzwi. Do pokoju wpadła Isabelle.
  - Zbierać się. Narada w bibliotece. Teraz.
  Popatrzyli po sobie zaniepokojeni i wyszli za dziewczyną.
  Kiedy weszli do środka, wszyscy już tam byli. Alec stał obok Isabelle, Maryse grzebała w dokumentach. Była nawet Jocelyn i Luke. Po chwili Maryse odchrząknęła i zaczęła mówić: - Ja... Nie mam dobrych wieści. Sebastian wysłał wiadomość do Clave. Postawił nam ultimatum: albo oddamy Clary, albo zacznie niszczyć instytuty. Clave postanowiło oczywiście, że nie spełnimy jego żądań, dlatego chcą, żebyśmy razem z innymi instytutami jak najszybciej ewakuowali się do Idrisu. Macie 20 minut na spakowanie się - dodała, wyraźnie zmęczona.
  Clary natychmiast zadzwoniła do Simona. Niestety nie odbierał. Poszła więc prosto do pokoju Jace'a.
  - Nie możemy na to pozwolić - oświadczyła bezceremonialnie.
  - Wiem - przytaknął. - Ale nie pozwolę ci do niego pójść. Wiesz o tym.
  - Owszem, jednak ty wiesz, że ja i tak pójdę - stwierdziła.
  - Clary proszę... - Jego twarz wyrażała głęboki smutek.
  Pokręciła głową. Podeszłą do niego; pocałowała go długo i namiętnie.
  - Dasz sobie radę beze mnie. Ja... Żegnaj Jace.
  - Clary nie! - Jej reakcja na tyle go zaskoczyła, że przez chwilę siedziała jak zamurowany. Wykorzystała tą przewagę i wybiegła szybko z pomieszczenia, nie pozwalając sobie na spojrzenie za siebie, bo wtedy by nie wytrzymała. Nie dałaby rady go zostawić. Ale musiała. Serce ściskało się jej z żalu. Wybiegła na zewnątrz, po czym ruszyła ku ogrodowi. Stanęła przed wysokim murkiem. Narysowała z wyjątkową precyzją bramę - bramę do Sebastiana. Z daleka słyszała nawoływania Jace'a i innych.


  Wyobraziła sobie twarz Sebastiana. Twarz, którą tak nienawidziła. Jego bezdenne czarne oczy, niesamowicie jasne włosy i ostre rysy. Jej brata. Nie potrafiła mu wybaczyć. Skupiła się na dostaniu się do niego. Weszła w jaśniejącą bramę. Poczuła znajomy wir, który towarzyszył zawsze przechodzeniu przez bramę.

~*~

  Jace i Lightwoodowie stali w kolejce do bramy wyczarowanej przez Caterinę Loss. Maryse była wściekła, kiedy dowiedziała się, iż Clary uciekła. Alec i Isabelle nie byli zaskoczeni. Każdy kto znał Clary mógł się domyślić, że właśnie to zrobi, że będzie próbowała wszystkich uratować. Teraz będą musieli tłumaczyć się przed Clave.

~*~

  Simon był już blisko mieszkania Jordana. Chciał zobaczyć na komórce, która jest godzina. Szlag. Bateria padła.
  Szedł dalej ciemną ulicą, aż nagle usłyszał za sobą niepokojące dźwięki. Niestety, za późno zareagował. Dostał czymś ciężkim w tył głowy i stracił przytomność.

~*~

  Clary znalazła się w ciemnym tunelu. Jedynym źródłem światła był fosforyzujący mech, którym były porośnięte ściany. Domyśliła się, iż musi być w dworze Faerie. Ruszyła korytarzem. Nagle pojawiła się przed nią Kaelie - służąca królowej Jasnego Dworu.
  - Musisz pójść ze mną - powiedziała.
  Clary bez słowa za nią poszła. Chwilę później zobaczyła słabe światło, płynące z pomieszczenia po lewej stronie. Weszła do niego za Kaelie. Okazało się, że to była sala tronowa królowej.
  - Clarissa Morgenstern - odezwała się władczyni, leniwie przeciągając głoski.
  - Witaj Mlaeidy - przywitała się chłodno.
  - Cóż cię sprowadza do mojego domu? Wiesz, że nie lubię niezapowiedzianych gości.
  - Ja... Otworzyłam bramę do Sebastiana i... znalazłam się tutaj.
  - Och! Lepiej nie mogłaś trafić! Twój brat już został powiadomiony. Zaraz powinien tu być! - zawołała entuzjastycznie.
  Dziewczyna usłyszała kroki z oddali. Chwilę później do komnaty wszedł jej brat. Poruszał się jak tancerz, albo jak zabójca.
  - Kogo moje piękne oczy widzą? Moja droga siostra. Czyli postanowiłaś jednak zapobiec krwawej wojnie i być u mojego boku? Słusznie. Choć muszę przyznać, że jestem zaskoczony. Clave powiedziało, że mi cię nie odda. - Zaśmiał się głośno, widząc jej minę. - Och, oczywiście. Nie powiedziałaś im. Słusznie.
  Clary starała się nie okazywać strachu. Stała sztywno, patrząc mu w oczy - czarne jak noc.
  - Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa - starała się brzmieć groźnie.
  Znów się roześmiał.
  - Och, Clary... Mówię prawdę. Na dowód chcę ci coś dać - wyciągnął spod płaszcza pochwę ze sztyletem w środku. Clarissa odsunęła się o krok, kiedy wyjął go z pochwy i zalśniło ostrze. - Spokojnie siostro - uśmiechnął się drwiąco. - To jest Hesperos, miecz Morgensternów. Myślę, że to ty powinnaś go mieć. Ja już mam swój. - Wskazał na długi miecz, który miał przy sobie. - Proszę bardzo - podał jej miecz.
  Wzięła go, spoglądając nieufnie na brata.
  Nagle nie wiadomo skąd, do komnaty zaczęli wbiegać Nocni Łowcy w swoich bojowych strojach. Clary wytrzeszczyła oczy. Szybko się opanowała i uskoczyła w bok, kiedy do sali zaczęli wpadać mroczni i demony. W jednej chwili wyrósł przed nią Jace i pociągnął ją do wyjścia, zabijając po drodze kilka demonów. Na korytarzu dołączyli do nich Alec i Isabelle.
  - Coś ty sobie myślała?! - krzyknęła Isabelle.
  - Ee... No więc ja... - zająknęła się i westchnęła. - Musiałam to zrobić.
  - Tak, jasne - prychnęła Lightwoodowa.
  - Musimy im pomóc - zwróciła się do Jace'a.
  - Masz rację. - Spojrzał na wszystkich. - Idziemy.
  Szybko wmieszali się w tłok walki. Clary zaatakowała pierwszego demona, który się jej nawinął. Była zdziwiona, że tak dobrze jej się walczyło Hesperosem. Przebiła serce drugiemu demonowi, obróciła się i zobaczyła, iż kolejny na nią naciera. Powaliła go na ziemię kopniakiem i zaczęła wbijać w niego ostrze, opanowana tym morderczym chłodem walki. Nie zauważyła skradającego się do niej od tyłu obślizgłego demona z kilkunastoma mackami i czwórką oczu. Jedna z macek zawinęła się wokół jej nogi i mocno szarpnęła. Poleciała z hukiem na ziemię, aż zaparło jej dech w piersiach. Oszołomiona zaczęła niezdarnie wstawać, kiedy tuż przy jej uchu przeleciała strzała Aleca. Podziękowała mu szybkim skinieniem głowy. Sebastian gdzieś zniknął, a demony i mroczni zaczęli się wycofywać. Nefilim zaczęli wznosić okrzyki zwycięstwa. Ale Clary znała swojego brata. On wcale nie przegrał. Po prostu chce się zemścić, zrobić większą tragedię. A tego przecież nie chciała. Próbowała temu zapobiec, choć nie udała Sebastianowi, wierzyła, że jej się uda, wierzyła... Była głupia, ale teraz nie to było najważniejsze.


  Jace zgubił Clary i pozostałych w wirze walki. Pojedynkował się z kolejnym mrocznym. Odciął mu głowę, która spadła z chlupotem na posadzkę. W końcu dostrzegł Clary, ale nie mógł się do niej przedrzeć.


  Isabelle właśnie przecięła biczem na pół kolejną mroczną. Obie części ciała zwaliły się na ziemię z nieprzyjemnym odgłosem. Nagle mroczni i demoni zaczęli uciekać. Jeszcze przez chwilę patrzyła za nimi zdezorientowana. Po chwili dołączył do niej Alec

~*~

  Clary otworzyła bramę, aby wszyscy Nefilim mogli się dostać do Gard - wzgórza w Alicante w Idrisie. 
  Pół godziny później odbyła się narada.
  - Myślę, że nie trzeba komentować zachowania Clarissy Morgenstern - zaczęła. - Straciliśmy kilku ludzi, ale dowiedzieliśmy się, że Faerie nas zdradziły i już nie są naszymi sojusznikami. Nie wiemy, ilu Sebastian dokładnie ma Mrocznych w swojej armii. Musicie natomiast wiedzieć jedno: każdy, kto wypił z Piekielnego Kielicha i stał się Mrocznym, nie jest już Nefilim. Wiem, że bardzo cierpicie, ale prawda jest taka, iż to nie są już wasi bracia, siostry, żony czy mężowie. Nie mają własnej woli, tylko robią to co Sebastian Morgernstern im każe. Ale pamiętajcie, że jak ogień hartuje stal, tak ból i cierpienie hartuje nas, Nocnych Łowców. - Przerwała na chwilę. - Chcę powiedzieć, iż od tej pory, Clarissa będzie miała osobistego strażnika 24 godziny na dobę, żeby nie próbowała znowu sama ratować całego świata oraz, aby jej brat jej nie porywał. Myślę, że to wszystko. Żegnam was, moi Nefilim.
  Po sali przeszły szmery. Ludzie zaczęli wychodzić z sali narad. Po chwili zostali tylko Clary, Jace, Lightwoodowie, Konsul, Inkwizytor i parę innych osób, w tym Kadir, Helen Blackhtorn oraz Aline i Patric Penhallowie. Rodzeństwo Lightwoodów, Jace i Clary stanęli w jednej grupce i szeptali do siebie po cichu.
  - Kto ma być moim strażnikiem?
  - Nie mam pojęcia - mruknął Alec.
  - Ja się zgłaszam na ochotnika - zaoferował się Jace.
  Clary obdarzyła go spojrzeniem, w które było zapełnione miłosnym uczuciem.
  - Jestem za - odpowiedziała.
  - Clarisso, podejdź tu proszę - zawołała Jia. Dziewczyna podeszła do niej z opuszczoną głową. - Uznaliśmy, że w funkcji twojego strażnika najlepiej sprawdzi się...
  Clary wstrzymała nieświadomie oddech.
  - ...Nicolas Penhallow. Będzie go zmieniać z Jace'em.
  Rudowłosa dopiero teraz zauważyła ciemnowłosego chłopaka z orzechowymi oczami, idealną opalenizną w przystojnymi rysami twarzy. Dziewczynie aż zaparło dech. Młodzieniec podszedł do niej, a ona poczuła zapach lasu. Ucałował jej rękę i powiedział: - Witaj śliczna, mów mi Nick.
  Clary zatkało.
  - Ja... Cześć - uśmiechnęła się nieśmiało. Poczuła, że Jace obejmuje ją w pasie.
  - A ja jestem Jace. Chłopak Clary.
  Nicolas cofnął się o krok.
  - Och, przepraszam. Powinienem się domyślić, że taka urocza istota ma swojego pana serca.
  Clary się zaczerwieniła. Chłopak uśmiechnął się do niej szeroko, za to Jace nie wyglądał na zachwyconego.
  - Chodź Clary. Odprowadzę cię do domu - odezwał się Jace.
  - Dobrze - odpowiedziała.
  - Pani wybaczy, ale ja mam pierwszą wartę, więc to ja panią odprowadzę - powiedział Nick.
  Jace popatrzył na nią pytająco. Skinęła głową, a Nick wziął ją pod rękę, uśmiechając się olśniewająco, pokazując swoje śnieżnobiałe zęby.


  - A więc to ty. Słynna Clarissa Morgenstern.
  - Jestem Fray. Clary Fray.
  - Oczywiście, wybacz - uśmiechnął się przepraszająco. - Jesteś spięta - zauważył.
  - Wcale nie.
  - Owszem, jesteś.
  - Może dlatego, że idą pustą ulicą, sam na sam z tajemniczym nieznajomym? - zapytała sarkastycznie.
  - Jestem tajemniczym nieznajomym? - zapytał unosząc brwi ku górze.
  - A nie jesteś?
  - W sumie całkiem nieźle to brzmi: "Tajemniczy nieznajomy".
  Clary się zaśmiała.
  - Jesteśmy na miejscu - stwierdziła.
  - No tak, wiem. Wiesz, wychowałem się tutaj, u Penhallowów. Ktoś mnie podrzucił pod ich drzwi, a oni mnie przygarnęli. Więc w sumie masz rację, jestem bardzo tajemniczy.
  - Jasne. To... cześć?
  - Hm, chyba nie. Jestem teraz twoim osobistym strażnikiem. Ja muszę być przy tobie cały czas. W domu też.
  - Oczywiście - mruknęła. - No to zapraszam. - Otworzyła mu drzwi.
  - Ależ wejdź pierwsza.
  - Dobrze - zgodziła się. - Tylko zamknij na klucz.
  Weszli do niewielkiego salonu, domu Amatis.
  - Rozgość się. Mama i Luke wrócą dopiero za dwie godziny.
  - Mamy cały dom dla siebie. Jeśli się nudzisz, znam wiele sposobów na spędzenie wieczoru we dwoje...
  Nachylił się lekko nad nią, patrząc jej w oczy. Zarumieniła się i odwróciła głowę. Gdy obróciła z powrotem, by na niego spojrzeć, nadal znajdował się tak blisko. Serce biło jej mocniej. Po chwili nachylił się jeszcze bardziej .